Przeżyć i dać nadzieję – Mistrz (reż. Maciej Barczewski)

Tadeusz Pietrzykowski trafia do obozu koncentracyjnego Auschwitz jako jeden z pierwszych więźniów. Mimo hasła Arbeit macht frei (niem. „praca czyni wolnym”) nadzieja słabnie z każdym dniem. Zbieg okoliczności sprawia, że Pietrzykowski ujawnia swoje bokserskie zdolności i staje się główną atrakcją dla znudzonych obozowym życiem niemieckich żołnierzy. „Teddy” wygrywa kolejne walki – a tym samym nie tylko zwiększa swoje szanse na przeżycie, ale daje też nadzieję i otuchę swoim współtowarzyszom niedoli.

Największą korzyścią płynącą z powstania tego filmu jest bez wątpienia przypomnienie wręcz nieprawdopodobnej historii Tadeusza Pietrzykowskiego, bowiem fabuła przedstawiona w Mistrzu mocno bazuje na prawdziwych wydarzeniach. Jestem wręcz zaskoczona, że mimo obserwowanego już od dłuższego czasu wzrostu zainteresowania tematyką II wojny światowej ta historia ujrzała światło dzienne dopiero teraz.

Najjaśniejszym punktem Mistrza jest niewątpliwie Piotr Głowacki, wcielający się w postać Pietrzykowskiego. Znakomicie oddaje emocje swojego bohatera, a gdy staje do walki, nie można oderwać od niego wzroku. Warto zwrócić uwagę na niezwykle wymagające przygotowania do tej roli: aktor musiał wypracować nie tylko odpowiednią sportową sylwetkę, ale przede wszystkim sprawić, by bokserskie walki wypadły maksymalnie autentycznie – i to zdecydowanie mu się udało.



Po przeciwnej stronie znajdują się pozostali bohaterowie. Oczywiście nikomu nie odmawiam zdolności aktorskich – po prostu filmowi partnerzy Głowackiego dostali na ekranie zbyt mało czasu, by zapisać się w pamięci widza na dłużej. Tutaj pewnym fenomenem jest postać więźnia granego przez Mariana Dziędziela. Do tej pory wydawało mi się, że na plakatach umieszcza się nazwiska aktorów, którym przypadły role pierwszo- lub drugoplanowe. W Mistrzu wystarczy do tego zagranie bardzo krótkiego epizodu.

Film jest dość krótki – trwa raptem 1,5 godziny. Z jednej strony jest to wystarczająco dużo czasu, by wzbudzić w odbiorcy iskierkę zainteresowania, z drugiej – czuję spory niedosyt. Odnoszę wrażenie, jakby pierwotny scenariusz został mocno pocięty i w pewnym momencie (mimo dobrej dynamiki) popadł w zbyt duże uproszczenia i schematy. Twórcy niestety nie ustrzegli się dość szablonowego, polskiego spojrzenia na tematykę II wojny światowej i zawarli sporo elementów charakterystycznych dla produkcji tego typu. Nie do końca widziałam też sens we wprowadzeniu wątku syna Rapportführera granego przez Grzegorza Małeckiego.

Początkowo zaskoczyła mnie złagodzona rzeczywistość obozowa – spodziewałam się, że przedstawione ujęcia będą dużo bardziej drastyczne. Jednak podejrzewam, że jedną z głównych grup docelowych tego filmu jest młodzież szkolna – wtedy byłoby to dość zrozumiałe podejście.



Mimo to w Mistrzu nie brakowało scen tragicznych, boleśnie prawdziwych i przepełnionych cichym cierpieniem. Najbardziej w pamięć zapadły mi dwa momenty: zwycięski „Teddy” obserwujący, jak martwe ciało jego rywala zostaje wiezione do spalenia oraz pokonany „Teddy” zmuszony do patrzenia, jak Niemcy mordują ludzi przywiezionych nocnym transportem w komorze gazowej.

Mistrz nie jest filmem wybitnym, ale z pewnością zasługuje na uwagę. Po pierwsze – przeniesiono na ekran prawdziwą historię (tutaj warto dodać, że niedawno została wydana także książka o tym samym tytule, będąca zbiorem wspomnień córki Pietrzykowskiego oraz jego własnych rękopisów). Po drugie – z przyjemnością oglądałam Piotra Głowackiego w tak trudnej i dopracowanej roli. Po trzecie – nowością było dla mnie poruszenie tematyki sportu w obozach zagłady.

Swego czasu bardzo interesowałam się sportem, wiązałam z nim nawet swoją zawodową przyszłość i doskonale rozumiem wiążące się z tym emocje. Nie zdziwiło mnie zatem, że w pewnym momencie wygrane walki „Teddy’ego” przestały dotyczyć już tylko jego samego – stały się też zwycięstwami wszystkich więźniów. Każdy triumf Pietrzykowskiego oznaczał dodatkowy kawałek chleba, ale przede wszystkim stał się źródłem nadziei i otuchy dla zesłanych do obozu ludzi. Wyobraźcie sobie siebie jako kibica; przypomnijcie sobie bolesne porażki i uskrzydlające zwycięstwa, a później zwielokrotnijcie te emocje. Wyłania się stąd jeszcze jeden bardzo ważny aspekt: poczucia jedności i przynależności, co szybko zostało odczytane przez niemieckich żołnierzy jako zagrożenie dla ich władzy i porządku.



Ostatnia walka „Teddy’ego” stoczona w Auschwitz zdecydowanie trzyma w napięciu, w dodatku przez nietypowe zachowanie Pietrzykowskiego zaczęły ogarniać mnie wątpliwości co do ostatecznego werdyktu. Jednak szybko przypomniał mi się fragment powieści Król Szczepana Twardocha: Nie ma w ringu straszniejszego przeciwnika niż przeciwnik spokojny i pewny siebie. Najstraszliwszą miną, jaką może przybrać bokser, jest uśmiech. A Piotr Głowacki doskonale obrazuje te słowa.

Mistrz co prawda nie położył mnie na łopatki i ma kilka słabych punktów – ale nie zmienia to faktu, że w ostatecznym starciu wypada dla mnie jednak zwycięsko. I na pewno sięgnę po książkę o Tadeuszu Pietrzykowskim, bo ta historia jest zbyt ciekawa, żeby nie poznać jej dokładniej – do czego zachęcam zresztą i Was. Nie pożałujecie.



Mistrz

Premiera: 27 sierpnia 2021 r.

Reżyseria: Maciej Barczewski

Scenariusz: Maciej Barczewski

Zdjęcia: Witold Płóciennik

Muzyka: Bartosz Chajdecki

Montaż: Leszek Starzyński

Scenografia: Ewa Skoczkowska, Kinga Babczyńska

Kostiumy: Aleksandra Dzióbek

Produkcja: Krzysztof Szpetmański, Leszek Starzyński, Paulina Bareńska

Dźwięk: Mariusz Bielecki, Jarosław Bajdowski, Tomasz Dukszta

Obsada: Piotr Głowacki, Grzegorz Małecki, Marcin Bosak, Marian Dziędziel, Piotr Witkowski, Rafał Zawierucha, Marcin Czarnik, Jan Szydłowski i inni

Fot.: filmweb.pl


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *