First we take Manhattan, then we take Lublin – A recipe for Leonard Cohen (Scena InVitro/Centrum Kultury, Lublin)

W 1994 r. Leonard Cohen wycofał się ze swojego dotychczasowego życia w show-businessie, żeby zostać mnichem w jednym z kalifornijskich klasztorów. Przybrał wówczas imię Jikan – „ten, który milczy”.

Z ciemności wyłania się ciąg postaci w długich szatach. Siadają naprzeciwko siebie, mruczą i wystukują rytmicznie przepis na jakieś danie. Następnie widzą drzwi, wstają i rozsuwają je. Po dłuższych oględzinach okazuje się, że pod białymi prześcieradłami ukryte są instrumenty. Sytuacja z każdą kolejną minutą staje się jasna – mamy do czynienia z grupą największych gwiazd światowej muzyki, które przybyły na górę Mount Baldy, do miejsca odosobnienia Cohena. Każda postać ma do opowiedzenia jakąś historię, która pozwala zrozumieć wpływ Kanadyjczyka na ich życie czy twórczość. Każda dorzuca symboliczną cząstkę siebie do wielkiego garnka stojącego na środku sceny. I po każdym wyznaniu słyszymy kolejny utwór.



Nie są to piosenki jedynie odśpiewane, a zupełnie przearanżowane. Jednak nie tracą ducha Cohena, wprost przeciwnie. O ile wcześniej nie miałam do czynienia z jego twórczością, tak po spektaklu od razu włączyłam YouTube’a, żeby odnaleźć konkretne utwory i jeszcze bardziej się w nie zagłębić. Moim ulubieńcami pozostają energiczne i pełne życia Everybody Knows oraz nastrojowe First We Take Manhattan. Najciekawiej zostały potraktowane dwa utwory: pełne ekspresji Story of Isaac i wpadające w klimaty reggae Hallelujah.

Ciężar wokalny bierze na siebie świetny duet w osobach Matyldy Damięckiej i Łukasza Witt-Michałowskiego. Matylda ewidentnie czuje klimat spektaklu, na scenie czuje się bardzo swobodnie i widać, że po prostu dobrze się bawi. Łukasz stanowi nieco bardziej powściągliwą połowę, ale wokalnie w niczym nie ustępuje swojej partnerce. Nie można zapomnieć również o zespole muzycznym, który nie jest jedynie tłem dla wymienionej wcześniej dwójki. Każdy z muzyków ma swoje przysłowiowe pięć minut, dzięki czemu również stają się bohaterami tej historii.



Warto również dodać, że cały spektakl grany jest w języku angielskim. Jednak nie ma powodów do obaw – wyświetlane są tłumaczenia zarówno wypowiedzi, jak i śpiewanych piosenek. Tekstom towarzyszą również zdjęcia, grafiki czy krótkie nagrania.

Spektakl jest muzyczną podróżą w czasie. Może odnaleźć się w niej każdy, bez względu na wiek, doświadczenia czy preferencje muzyczne. Dla jednych będzie jedynie miłą rozrywką na wieczór, dla innych wręcz przeniesieniem do innego wymiaru. Miałam świadomość, że Cohen był symbolem młodości pokolenia moich rodziców, ale absolutnie nie przeszkodziło mi to w odbiorze danych utworów. Po prostu pewne dzieła artystyczne mają niezwykłą umiejętność wpisywania się w każde czasy. Mało tego, to właśnie dzięki temu spektaklowi uzyskałam możliwość bliższego poznania twórczości Cohena. Haczyk został zarzucony skutecznie. Co prawda ciężko później pozbyć się pewnych utworów z głowy… ale czy można zaliczyć to do wad? Zdecydowanie nie.



A recipe for Leonard Cohen (Scena InVitro/Centrum Kultury, Lublin

Premiera: 28 marca 2018 r.

Reżyseria, scenariusz: Łukasz Witt-Michałowski

Scenografia: Piotr Bednarski, Łukasz Witt-Michałowski

Przekład utworów: Daniel Wyszogrodzki, Maciej Zembaty

Kostiumy: ElBruzda

Projekcje: Bart Wolniewicz

Reżyseria światła: Marcin ,,Kabat” Kowalczuk

Reżyseria dźwięku: Andrzej ,,Czopper” Czop

Obsada: Matylda Damięcka, Łukasz Witt-Michałowski, Tomasz Deutryk, Max Kowalski, Tomasz Kraśkiewicz, Konrad Ligas, Daniel Moński

Utwory: Everybody Knows, Never Any Good, First We Take Manhattan, Almost Like the Blues, The Future, Who by Fire, Chelsea Hotel No. 1, Story of Isaac, On the Level, Hallelujah

Fot. ck.lublin.pl; scenainvitro.pl


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *