Od czyścibuta do… – Remigiusz Mróz, W cieniu prawa

Galicja, początek XX wieku. W rezydencji von Reignerów dochodzi do zabójstwa. Ofiarą jest starszy syn barona, Julius, znany z hulaszczego trybu życia. Podejrzenia od razu padają na Polaka, Erika Landeckiego, przyjętego do pracy w Raisentalu zaledwie dzień wcześniej. W jego niewinność wierzą jedynie Sophie Maländer, narzeczona młodszego z braci Reignerów, oraz podkuchenna Anika Eller. Kobiety usiłują pomóc Landeckiemu, któremu za ten czyn grozi kara śmierci.

Remigiusz Mróz zaskoczył mnie po raz kolejny – tym razem próbuje swoich sił w kryminale w stylu retro. Różnorodność jest w cenie, w końcu nie samą Chyłką czytelnik żyje.

Sama fabuła może nie jest szczególnie oryginalna, ale Mróz zna się na rzeczy i potrafi dobrze poprowadzić akcję. Nie zawsze podoba mi się kierunek, który wyznacza swoim bohaterom, ale jedno muszę przyznać: jego powieści pochłania się w tempie ekspresowym. W tym przypadku czytelnik może nie przewraca stron z prędkością światła, ale tempo jak na historię osadzoną w tamtych czasach i tak jest niezłe. Mimo wszystko cenię sobie też jego nieprzewidywalność – W cieniu prawa to dopiero pierwsza książka tego autora, w której udało mi się poprawnie wytypować kandydata na mordercę (a przeczytałam ich już naprawdę wiele).

Po raz kolejny zabrakło mi psychologicznego pogłębienia bohaterów. Może i zyskali odrobinę mojej sympatii, ale niektóre z podejmowanych przez nich decyzji były dla mnie niezrozumiałe. Choćby to, dlaczego Sophie bez wahania zaangażowała się w obronę Erika, zwykłego czyścibuta, którego widziała na oczy po raz pierwszy. Czy kierowała się jedynie poczuciem sprawiedliwości? Chciała w ten sposób zrobić coś wbrew nielubianej rodzinie narzeczonego? A może było w tym coś więcej?

Również język, którym posługują się bohaterowie książki, wydaje mi się zbyt nowoczesny jak na rok 1909. Rozmowy prowadzone są swobodnie, chociaż pojawiają się w nich słowa uważane obecnie za przestarzałe. Nie jest to zbyt wiarygodne, ale zyskuje na tym tempo czytania i zrozumienie tekstu.

Nie do końca orientuję się w realiach początku XX wieku, ale opisy rozpraw sądowych bardzo przypominają mi te, o których czytałam w kolejnych częściach serii o Chyłce. Nie potrafię przesądzić, czy autor zrobił zbyt małe rozeznanie w temacie, czy po prostu w ciągu ostatniego stulecia niewiele się zmieniło w instytucjach wymiaru sprawiedliwości. À propos Chyłki: momentami odnosiłam wrażenie, że Sophie i Willy – obrońca Erika – są poprzednim wcieleniem Joanny. Kawa, papierosy, zdecydowane działania i ładowanie się w sprawę na pierwszy rzut oka przegraną. Brzmi znajomo?

Zakończenie także nie przypadło mi do gustu. Po wszystkich przejściach bohaterów aż ciężko uwierzyć, że ich historia mogła zakończyć się w taki sposób. Balansuje to na granicy prawdopodobieństwa i byłoby usprawiedliwione tylko w sytuacji, gdyby autor zdecydował się na stworzenie kolejnych części. Tymczasem okoliczności się zmieniły (o czym mowa w posłowiu), a zakończenie pozostało. Niedokończone wątki również.

Może szukam dziury w całym i za bardzo skupiam się na szczegółach. Ewentualnie mam wygórowane oczekiwania. Ale czytam tego Mroza i mimo wszystko sprawia mi to przyjemność – zwłaszcza kiedy przymknę oko na drobne nieścisłości i potknięcia. Nie każda powieść musi być przecież arcydziełem literatury, czasem samo oderwanie od rzeczywistości wystarczy. Czytelnicy zaznajomieni z twórczością tego autora mogą być co prawda nieco niepocieszeni, ale muszę przyznać, że spotykały mnie już większe rozczarowania.

Ot, taka tam przerwa w pisaniu doktoratu.



Remigiusz Mróz, W cieniu prawa

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Rok wydania: 2016

Liczba stron: 536

Fot.: empik.com


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *