Ewakuacja z Targówka – Grand Musical Hotel (Teatr Rampa, Warszawa)

Grupa Polaków zbiera się na lotnisku, żeby wyruszyć tanimi liniami Rampa Airlines na tydzień metamorfozy. Jednocześnie chcą też uciec od szalejącej pandemii i swoich prywatnych problemów. Jednak w trakcie lotu dochodzi do turbulencji i samolot – zamiast na greckiej wyspie Nudos – musi awaryjnie wylądować na warszawskim Targówku. Tam niedoszli kuracjusze znajdują dawny teatr muzyczny, obecnie przebranżowiony na hotel.

Do Rampy wybierałam się już kilkukrotnie, niestety obejrzenie takich spektakli jak Jesus Christ Superstar czy Rapsodia z demonem skutecznie udaremniła mi pandemia. Najnowsza premiera nie wzbudziła we mnie większych emocji… do czasu, gdy zobaczyłam, że w obsadzie zostali wymienieni Paweł Mielewczyk oraz Marcin Januszkiewicz. I wtedy już wiedziałam, że zawitam do tego teatru najszybciej, jak będzie to tylko możliwe. Finalnie udało mi się tam dotrzeć miesiąc po premierze. Trochę niepokoił mnie brak jakichkolwiek recenzji – ale słowo się rzekło. Wsiadłam do pociągu i ruszyłam do Warszawy.



Wyprawa na Targówek miała dać mi oddech od Polski, ucieczkę od zmartwień i pandemii. W teorii brzmi dobrze – a jak wygląda w praktyce? No cóż, nie sądzę, żeby tworzenie nowego wariantu wirusa miało mi pomóc zapomnieć o covidowej rzeczywistości. Podobnie jak ciągłe nawiązywanie do problemów polskiej polityki czy kultury. Niestety, wyszłam z teatru tak zmęczona, jakby ktoś zamknął mnie w nim na kilkudniowej kwarantannie.

Głównym problemem Grand Musical Hotelu jest fabuła. Od ilości wątków niejednej osobie może zakręcić się w głowie, a ja na dobrą sprawę nie wiem nawet do końca, jak zakończyła się ta historia. Widać, że twórcy mieli mnóstwo pomysłów, jednak zabrakło porządnej selekcji. Większość bohaterów nie została też w żaden sposób rozbudowana, a w pewnym momencie stali się jedynie tłem dla Sandry Chandry i jej rodzinnych perypetii rodem z Trudnych spraw czy Ukrytej prawdy. Szkoda też zmarnowanego potencjału, jeśli chodzi o tematykę. To fakt, że ze względu na pandemię część artystów musiała się przynajmniej chwilowo przebranżowić – choćby wspomniany już wcześniej Marcin Januszkiewicz, który przez jakiś czas pracował jako kurier. I warto o tym opowiedzieć, pochylając się przy okazji nad rolą i miejscem kultury w naszym życiu, ale w bardziej przemyślany sposób.



W spektaklu trwającym dobre trzy godziny upchnięto 40 piosenek – za dużo, nawet jak na musical. Część z nich zapowiadała się naprawdę nieźle – przynajmniej pod względem muzycznym – ale co z tego, skoro dość szybko zlały się w jedną całość. O ból głowy może przyprawić też ilość nawiązań. Tytuły innych musicali wymieniane są bez ładu i składu („Skrzypek na dachu gra Rapsodię z demonem”, serio?), natomiast wspominanie o Jesus Christ Superstar w momencie, gdy najbardziej wyczekiwana realizacja Rampy nie będzie grana trzeci rok z rzędu, a widzowie dowiedzieli się o tym na chwilę przed rozpoczęciem sprzedaży biletów, uważam za co najmniej mocno niefortunne. Podobnie odniesienia do naszej rzeczywistości – a już wstawki odnoszące się do sytuacji na granicy przekroczyły według mnie granice dobrego smaku. Umiaru zabrakło nawet w przypadku autopromocji. Rampa Airlines, Rampa Travel, Sauvignon Rampingnon, przebranżowiony teatr na Targówku… Na początku byłam nawet na „tak”, ale im dalej w spektakl, tym bardziej męczące się to stawało. A śpiewanie o tym, że „Rampa to królowa musicali”… Obawiam się, że na takie deklaracje jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie.

Mimo że na scenie dzieje się całkiem sporo – wszak postaci jest tam pod dostatkiem – to miałam wrażenie, że brakuje tam dynamiki. Po musicalu spodziewałabym się raczej bogatej choreografii albo przynajmniej ciekawego ruchu scenicznego. Tutaj tego zabrakło – bo bieganie po całym teatrze ciężko za to uznać.



Dziwi mnie też, że w 2022 roku tak swobodnie podchodzi się do tematu depresji, którą ma lub miała połowa bohaterów tego spektaklu i większość Polaków w trakcie pandemii –przynajmniej według twórców. I to nie tak, że czepiam się jednej kwestii. Nie, ten temat przewija się przez całe trzy godziny, a słowo „depresja” jest tu zdecydowanie nadużywane.

Często spektakl potrafią uratować kreacje aktorskie. Nie w tym przypadku. Przy czym absolutnie nie twierdzę, że Rampa zgromadziła słaby zespół – po prostu postaci są tak słabo napisane, że ich odtwórcy nie mieli większego pola do popisu. Wyróżniał się Marcin Januszkiewicz jako Christian Reset, który podszedł do swojego bohatera na największym luzie. Moją uwagę zwrócił też Krzysztof Cybulski w roli Darka Detoksa. Całej reszty nie skreślam – poczekam raczej, aż zobaczę ich w innych tytułach.



Nie mogę jednak pominąć osoby, która w styczniowym secie dołączyła do obsady Grand Musical Hotelu. Od kiedy w mediach społecznościowych Rampy pojawiła się informacja, że Majka Jeżowska zagra Syrenkę Warszawską, wszystkie światła skierowane były właśnie na nią. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby tylko nie promowano tego zbyt nachalnie – a w momencie, kiedy na kilka dni przed spektaklem nadal nie mogłam poznać reszty obsady, stało się to wyjątkowo irytujące. Jednak o ile obecność Majki Jeżowskiej może przyciągnąć do teatru kilka dodatkowych osób, tak wprowadzenie kolejnej postaci jest zupełnie bezsensowne.

Czy dostrzegłam jakieś plusy? Tak, całe dwa. Zaśmiałam się szczerze na żarcie o Podlasiu i zafascynował mnie pomysł stworzenia rock opery na podstawie Dziadów. Próbki były dość… intrygujące.



Bardzo rzadko zdarza się, żebym odradzała wyjście do teatru. Zdaję sobie sprawę, że gusta są różne i nie wszystkim spodoba się to samo. Niestety, Grand Musical Hotel jest jednym z tych nielicznych tytułów, kiedy powiem: nie warto. Ciężko tu szukać jakichkolwiek pozytywów. Fabuła się nie klei, dialogi w pewnym momencie zaczynają przyprawiać o ciarki żenady, a aktorzy dwoją się i troją, żeby coś wyciągnąć z tego materiału. Ale nie ma z czego. A kiedy pomyślę sobie, że najprawdopodobniej czeka mnie powtórka z wycieczki na Nudos – bo jednak nie mogłabym spać spokojnie ze świadomością, że nie widziałam drugiego Darka – to zastanawiam się, czy aby na pewno jestem gotowa na takie poświęcenie.

Moja pierwsza wizyta w Rampie zdecydowanie nie należała do udanych. Może dlatego, że nawet od rozrywki wymagam choćby minimalnego poziomu. Może dlatego, że nie przepadam za telenowelami. Może dlatego, że nienawidzę latać.

A może dlatego, że co za dużo, to niezdrowo. A już na pewno nieśmiesznie.



Grand Musical Hotel (Teatr Rampa, Warszawa)

Premiera: 19 grudnia 2021 r.

Reżyseria, scenariusz: Michał Walczak

Muzyka: Marta Zalewska

Scenografia, kostiumy: Joanna Walisiak

Choreografia: Krystian Daniel Łysoń

Video: Piotr Pawlus

Światło: Maciej Kaszyński

Obsada: Robert Kowalski, Kamila Boruta / Agnieszka Fajlhauer, Paweł Mielewczyk / Krzysztof Cybulski, Dominika Łakomska / Brygida Turowska, Magdalena Cwen-Hanuszkiewicz, Małgorzata Duda-Kozera / Katarzyna Kozak, Maciej Gąsiorek / Julian Mere, Robert Tondera / Piotr Furman, Michalina Dąbrowska / Karolina Gwóźdź, Konrad Marszałek / Daniel Zawadzki, Agata Łabno / Jowita Kropiewnicka, Leszek Abrahamowicz / Andrzej Niemirski, Marcin Januszkiewicz / Michał Meyer, Katarzyna Koziorz / Maria Bijak, Majka Jeżowska

Fot.: facebook.com/TeatrRampa


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *