Kimberly to dziewczyna prowadząca pozornie normalne życie: chodzi do szkoły, kłóci się z rodzicami, ma marzenia, które chciałaby spełnić. Jest jednak coś, co odróżnia ją od innych nastolatków – Kim zmaga się z nieuleczalną chorobą. Młoda duchem i wiekiem, zamknięta jest w ciele staruszki. Progeria to wrodzona i uwarunkowana genetycznie choroba powodująca przyspieszony proces starzenia. W ciągu roku wiek osoby chorej na zespół Hutchinsona-Gilforda zmienia się o 8-10 lat, stąd średnia długość życia wynosi wówczas ok. 13 lat.
David Lindsay-Abaire, autor sztuki, nie skupia się jednak na samej chorobie. Progeria, chociaż wyraźnie zaznaczona, jest raczej pretekstem do rozważań nad życiem i ludzkimi słabościami.
Kimberly poznajemy w momencie, kiedy zmarznięta czeka na ojca, który miał odebrać ją z lodowiska. Po drodze zabłądził jednak do baru, ale zdaje się nic sobie z tego nie robić. Nie czeka na nią również matka, zajęta sobą i nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Początkowo Buddy i Pattie wzbudzają sporą niechęć. On zbyt często zagląda do kieliszka, mówi z irytującą manierą. Obiecuje córce, że zabierze ją do wesołego miasteczka, ale Kimberly nie ma już złudzeń, że ze strony ojca są to tylko i wyłącznie mrzonki. Ona jest dużą dziewczynką – słodka i pieszczotliwa dla maleństwa w brzuchu, a za chwilę klnie jak szewc na męża i wrzeszczy tak, że doskonale słychać ją w każdym zakamarku teatru. Przeszła też niedawno operację obu nadgarstków, dlatego wymaga pomocy nawet przy podstawowych czynnościach. Zaawansowana ciąża również nie sprzyja prowadzeniu domu. Dodatkowe zamieszanie wprowadza Debra. Siostra Pattie to kobieta niezależna, ale i problematyczna. Rodzice Kimberly unikają jej jak ognia, bo sprowadza na siebie wyłącznie kłopoty.
W opozycji do dorosłych jawi się postać Jeffa – szkolnego kolegi Kimberly. Najpierw wydaje się, że patrzy na dziewczynę wyłącznie przez pryzmat choroby, chcąc przygotować dobry referat na lekcję biologii. Okazuje się jednak, że Jeff – podobnie jak Kim – jest szkolnym wyrzutkiem. Lubi bawić się słowami, tworzy limeryki. Jego relacje rodzinne są skomplikowane: matka odeszła, ojciec z nim nie rozmawia, a brat przebywa na odwyku.
Mamy wreszcie Kimberly, główną bohaterkę sztuki. Dziewczyna z jednej strony zachowuje się jak przystało na zwykłą nastolatkę, z drugiej – jest bardzo dojrzała jak na swój wiek. Musi radzić sobie nie tylko z chorobą, ale też z samotnością. Jednak mając świadomość nieuchronnego odejścia, chce żyć, kochać i spełniać marzenia.
Kim i Jeffa połączy pierwsze, młodzieńcze uczucie, wynikające prawdopodobnie ze wzajemnego zrozumienia. Uczucie nie idealne, nie wzniosłe, ale rozczulająco nieporadne. Oboje są w wieku dojrzewania, także płciowego. Ich relacji towarzyszy zatem również cielesność. Ojciec Kim, zazdrosny o swoją małą córeczkę, próbuje przestraszyć i zniechęcić chłopaka, na co dziewczyna rzuca ironicznie, że przecież i tak nie zajdzie w ciążę, skoro cztery lata wcześniej przeszła menopauzę. Jednak Jeff dostrzega w Kimberly o wiele więcej: zakochuje się w niej, przyjmując jednocześnie na barki wszystko, co związane jest z jej chorobą i problemami rodzinnymi.
Często w podobnych przypadkach słyszy się o zachowaniu rodziców, którzy z całych sił walczą o dziecko, starają się zapewnić mu jak najlepsze warunki życia. Buddy i Pattie nie stanowią przykładu bohaterstwa w obliczu tragedii własnej córki. Unikają Kim, próbują ją ignorować, ze wszystkich sił wmawiają samym sobie i reszcie otoczenia, że zapomnieli o jej 16. urodzinach. W rzeczywistości jednak nie radzą sobie z tą sytuacją, boją się zbliżającej się tragedii. Nie mogą jej zapobiec, więc starają się zapomnieć o Kim jak najszybciej, żeby ból po jej śmierci był mniejszy. Uciekają przed córką – Buddy szuka zapomnienia w alkoholu, a Pattie skupia się na kolejnym dziecku. Na drugim biegunie znajduje się Kimberly. Dziewczyna wie, że to ostatnie chwile jej życia, a jednak chce przeżyć je normalnie. Zdaje się nie bać śmierci – może jest na nią gotowa już od samych narodzin?
Oprócz trudnych stosunków rodzinnych w spektaklu przewijają się także dwa wątki kryminalne. Pierwszy ma związek z szalonym pomysłem Debry. Kobieta pragnie wyjechać do Miami i rozpocząć nowe życie, jednak potrzebuje pieniędzy. Angażuje więc Kimberly i Jeffa w akcję fałszowania czeków. Drugi natomiast jest o wiele trudniejszy, obciążający psychicznie bohaterów. Odnosi się do wydarzeń z Secaucus, czyli poprzedniego miejsca zamieszkania rodziny Kimberly.
Siłą spektaklu na pewno są aktorzy. Zaczynając od młodych, ale już poważnych, a kończąc na dorosłych dzieciakach. Kimberly w wykonaniu Jadwigi Jankowskiej-Cieślak jest bardzo dziewczęca i naturalna. Zaangażowanie do tej roli aktorki dojrzałej, a nie postarzenie nastolatki było zdecydowanie strzałem w dziesiątkę. Dominik Mirecki w roli Jeffa jest uroczy, staje się dla Kim prawdziwym aniołem-przyjacielem.
Mocny kontrast widać w pozostałych bohaterach – głośnych, skupionych na własnych sprawach, przerysowanych. Maniera Buddy’ego była na początku dość męcząca, natomiast świetnie wypadł monolog Marka Kality, gdy drży z obawy o życie córki i przed kamerą wyznaje, ze nie pije już od ośmiu dni. Nagle odzyskuje normalny głos i przestaje przybierać pozę ojca-luzaka. Kocha Kimberly, ale nie potrafi jej tego okazać. Jak sam mówi – bliżej mu do wujka-kawalera niż do ojca. Jestem dobrym facetem – powtarza. Nie ojcem, a facetem.
Znakomitą partnerką jest dla niego Edyta Ostojak. Zmienia nastroje jak rękawiczki, ale jest wiarygodna zarówno jako zbyt troskliwa mama, jak i nieznośna żona. Pod wpływem chwili Pattie ma również moment absolutnej, choć niezamierzonej szczerości – przyznaje, że zaszła w ciążę po raz drugi, żeby miała kim się opiekować, kiedy Kimberly już umrze. Oczywiście chwilę późnej zaprzecza, tłumaczy się, ale te słowa już padły, kolejna tajemnica ujrzała światło dzienne. Interesującą postacią jest również Debra w wykonaniu Marianny Linde. Pyskata i arogancka, z prawem jej nie po drodze, a jednak ciężko nie darzyć jej pewną dozą zrozumienia. Ona też ucieka – oszukuje samą siebie, że w Miami będzie prowadziła ustabilizowane życie; żyje przyszłością, a jednak sama tak naprawdę nie wie, do czego dąży.
Scenografia jest oszczędna, największą uwagę przyciąga ogromny księżyc – w trakcie spektaklu wyświetlane są na nim piękne wizualizacje autorstwa Marii Matyldy Wojciechowskiej. Fantastyczna jest także muzyka stworzona przez Tomasza Mreńcę i Daniela Spaleniaka – idealnie oddaje klimat przedstawionej historii, świetnie przełożonej przez Daniela Wyszogrodzkiego.
Kimberly Akimbo nie jest sztuką dosłowną, momentami bazuje w pewnych ramach umowności – mam tutaj na myśli choćby scenę gry czy podróży na safari. Nie jest też sztuką śmiertelnie poważną. Tematy chorób często są pomijane, chce się ich unikać, jakby były wstydliwe czy niewygodne. A tekst amerykańskiego dramatopisarza traktuje chorobę jako punkt wyjścia dla całej fabuły. I tak młodość miesza się ze starością, życie ze śmiercią, rodzina z tajemnicami.
Zawsze podziwiałam osoby chore lub niepełnosprawne za to, że potrafią cieszyć się codziennością i brać z życia jak najwięcej. Kimberly u kresu życia odnalazła jeszcze miłość i zrozumienie. Z Jeffem za kierownicą wyruszyła też w niesamowitą podróż. Zasnęła cicho, bez strachu, spełniona. Wierzę, że również szczęśliwa.
Ten spektakl chce się oglądać. A oglądając, chce się żyć. Tak po prostu.
Kimberly Akimbo (Teatr Stary, Lublin)
Premiera: 12 września 2020 r.
Autor: David Lindsay-Abaire
Reżyseria: Aleksandra Popławska
Przekład: Daniel Wyszogrodzki
Scenografia: Tomasz Mreńca
Muzyka: Tomasz Mreńca, Daniel Spaleniak
Kostiumy i wizualizacje: Maria Matylda Wojciechowska
Obsada: Jadwiga Jankowska-Cieślak, Marianna Linde, Edyta Ostojak, Marek Kalita, Dominik Mirecki
Fot. Wojciech Nieśpiałowski (facebook.com/teatrstary)