Podsumowanie 2020 roku

Jaki był ostatni rok, każdy doskonale wie. Koronawirus zaatakował nagle, a nasze życie znacznie się zmieniło. Był to trudny czas dla wszystkich, jednak nie mogę powiedzieć, że ostatnie miesiące zapamiętam jako najgorsze w moim życiu. Wymagające, pełne wyzwań i męczące – to tak. Ale ostatnio, robiąc chyba po raz pierwszy w życiu porządne podsumowanie mijającego roku, doszłam do wniosku, że znalazłam w tej sytuacji sporo plusów. Wiązało się to oczywiście przede wszystkim z moim życiem prywatnym, jednak muszę przyznać, że 2020 rok nie był dla kultury zupełnie stracony.

Nie zaprezentuję Wam rankingu najlepszych spektakli czy filmów, które obejrzałam. Nie wypiszę całej listy książek, które udało mi się przeczytać w tym roku. Zamiast tego chciałabym ująć w tym wpisie osoby, spektakle, filmy, muzykę czy książki, które sprawiły, że ostatnie 12 miesięcy mimo wszystko będę wspominać ciepło i z uśmiechem, a także z odrobiną refleksji.


Fot. kmuw.org


FILMY

Judy – historia ikony, Judy Garland, zmagającej się z ciemnymi stronami sławy. Obraz smutny, wzruszający, wciągający – nawet dla kogoś, kto (tak jak ja) nie kojarzył wcześniej tej artystki. Znakomita rola Renée Zellweger.

Marianne i Leonard. Słowa miłości – historia miłości Leonarda Cohena do Norweżki Marianne Ihlen. Twórczość barda poznałam dzięki spektaklowi A recipe for Leonard Cohen i od tamtej pory przepadłam. Jedyny pokaz tego filmu w Centrum Spotkania Kultur odbywał się w walentynki i to był strzał w dziesiątkę. Chętnie powtórzyłabym tamten wieczór.

Obraz pożądania – na ten film trafiłam trochę przypadkowo. W listopadzie udało mi się wrócić do Lublina w przeddzień zamknięcia kin i teatrów. Mając świadomość, że to może być ostatnie takie wyjście w tym roku, postanowiłam wybrać się do Bajki. Ten tytuł zachęcił mnie najbardziej i okazał się bardzo dobrym wyborem, ukazującym gotowość poświęcenia wszystkiego dla sztuki.


Fot. wyborcza.pl


MUZYKA

Koncert Studia Accantus – mój pierwszy koncert w 2020 roku i poprzeczka od razu została zawieszona bardzo wysoko. Wspaniali artyści o rewelacyjnych głosach i repertuar jak z bajki. Każdy utwór był dla mnie ogromnym przeżyciem… chociaż do Belle trochę nie mam szczęścia 😉 Przy okazji muszę wspomnieć o dwóch piosenkach, które pojawiły się na YouTube: Grosza daj wiedźminowi oraz Powstanę. To znaczy umówmy się – Accantus potrafi w dobre rzeczy, ale te utwory to czyste złoto. Z niecierpliwością czekam na to, co wypuszczą w 2021 roku, bo na pewno będzie warto!

Koncert Pawła Skiby – na drugi koncert w 2020 roku przyszło mi trochę poczekać, bo dzieliło je aż sześć miesięcy. Pawła Skibę poznałam właśnie dzięki Accantusowi, więc kiedy zobaczyłam, że szykuje się występ w Lublinie, od razu skrzyknęłam ekipę ze stycznia. Bawiłam się naprawdę wyśmienicie i ze zdumieniem oraz radością obserwowałam, jak Paweł przyciągał swoim głosem kolejne osoby. Ostatecznie zebrał się dość spory tłum ludzi spragnionych i dobrej muzyki, i chwili zapomnienia, w jakich czasach przyszło nam funkcjonować. Najfajniejszy prezent imieninowy, jaki mógł mi się wtedy trafić!

Koncert happysadu – od 2016 roku regularnie chodziłam na ich koncerty. Początkowo tylko w Lublinie, z czasem zaczęłam jeździć też do innych miast. Dlatego jeden występ w ubiegłym roku brzmiał nieco abstrakcyjnie… oczywiście gdybym spodziewała się sytuacji z pandemią. Koniec końców bardzo doceniam tamten dzień i nawet deszcz, zmęczenie czy zadyszka nie przeszkodziły mi się nim cieszyć.


Fot. cantaramusic.pl


Koncert LemONa – miał się odbyć w lutym, ostatecznie udało się go przeprowadzić w czwartym terminie, który przypadł na początek października. Obecnie jest mi trochę mniej po drodze z ich muzyką niż jeszcze kilka lat temu, ale nadal tkwi we mnie ogromny sentyment do tej twórczości. Jednak ostatnie miesiące spowodowały, że znów zaczęłam doceniać kontakt z żywą kulturą. To był jeszcze ten czas, kiedy wierzyłam, że wszystko wróci do względnej normalności. Dzisiaj wspominam tamten koncert z ogromną dawką wzruszenia.

Annuszka – u mnie sprawa wygląda prosto: jest Mistrz i Małgorzata, jestem i ja. Co prawda Annuszka nie była moją ulubioną postacią, ale powiedzmy sobie szczerze – gdyby nie ta idiotka z Sadowej, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Postać Annuszki ożyła dzięki piosence Krzysztofa Zalewskiego, a transparent ze Strajku Kobiet z napisem Annuszka rozlała olej został moim ulubionym. Że już nie wspomnę o tym, jak dobrze pisze mi się magisterkę przy tym utworze…

Sutari – pod koniec 2020 roku zapałałam ogromną miłością do wszystkiego, co ma związek ze słowiańskością. Przygotowując zapowiedź festiwalu Mikołajki Folkowe, odkryłam istnienie tego zespołu. Dziewczyny z Sutari eksperymentują z muzyką ludową, nadając jej absolutnie nieziemskie brzmienia. Moim ulubionym nagraniem jest mini-koncert dla amerykańskiej stacji radiowej KEXP, a najczęściej wracam do utworu Siostra.


Fot. sutari.pl


Soundtracki musicalowe – drugą miłością, która pochłonęła mnie bez reszty w ostatnich miesiącach, były musicale. Oczywiście wcześniej zdarzało mi się na nich bywać, ale nie traktowałam ich jakoś szczególnie inaczej. Tymczasem z ręką na sercu mogę powiedzieć, że utwory z Nędzników, Jesus Christ Superstar czy Kinky Boots pozwoliły mi przetrwać pierwszy lockdown. Absolutnym odkryciem jest dla mnie soundtrack z Hamiltona. Gdybym miała Spotify, to na pewno królowałby w podsumowaniach minionego roku.

KSIĄŻKI

Katarzyna Zyskowska, Sprawa Hoffmanowej – opowieść o tajemniczej śmierci trzech osób w górach, inspirowana prawdziwą historią. Niesamowita atmosfera międzywojennego Zakopanego połączona z dusznymi i głośnymi kabaretami warszawskimi. Książkę pochłonęłam bardzo szybko, a przy okazji doszukałam się rzeczywistej wersji tej opowieści – o której swego czasu było zresztą głośno w całej Polsce.

Kinga Wyskiel, Do szpiku kości – na premierę tej książki czekałam szczególnie, bo napisała ją moja dobra koleżanka ze studiów. Lekkie pióro, bohaterowie z charakterem, wartka akcja – połknęłam tę powieść w jeden dzień. Kinia, jestem z Ciebie bardzo dumna! I czekam na kontynuację historii Emilii i Marka.

Wojciech Dutka, Czerń i purpura – kolejna historia oparta na prawdziwych wydarzeniach, opowiedziana w piękny sposób, mimo że porusza temat piekła w jednym z obozów koncentracyjnych. Nie wzruszam się zbyt często, ale w trakcie czytania tej książki nieraz ściskało mnie w środku.

Agnieszka Szpila, Bardo – bardzo polska książka opowiadająca o grupie pielgrzymów zmierzających do Barda Śląskiego. Zbiór przedstawicieli różnych grup społecznych uosabiających wszystkie nasze cechy narodowe. Momentami smutna, trochę gorzka, nieco absurdalna powieść z domieszką humoru. Fikcyjna opowieść, która jest bliżej niż sądzimy.


Fot. empik.com


Antoni Libera, Madame – miałam nadzieję, że uda mi się zobaczyć ten tytuł w Teatrze Dramatycznym, jednak póki co muszę zadowolić się wyłącznie lekturą. Ale za to jaką! Fascynującą, urzekającą, płynącą bez zbytniego pośpiechu. Jedna z ważniejszych książek, które poznałam w tym roku.

Jakub Żulczyk, Zmorojewo oraz Świątynia – ociągałam się z ich czytaniem dość długo. Mimo że bardzo cenię sobie twórczość Jakuba Żulczyka, to te dwa tytuły były dla mnie bardzo ciekawą odskocznią od pozostałych. Trochę straszne, trochę śmieszne, trochę romantyczne, ale wszystko to w wyważonych proporcjach.

Katarzyna Berenika Miszczuk, cykl Kwiat paproci – chciałam przeczytać te książki już jakiś czas temu, ale nigdy nie mogłam ich dostać w żadnej bibliotece. W tym roku wreszcie mi się ta sztuka udała i bardzo się z tego cieszę, bo sama historia skonstruowana jest niebanalnie, a przy tym napisana lekkim i przyjemnym językiem. W sam raz na leniwe wakacyjne wieczory.

Remigiusz Mróz – niekwestionowany król 2020 roku. Każda książka, która wpadła w moje ręce, była niemal od razu połykana. Nie mogłam skupić się na żadnej innej powieści, widząc, że z półki łypie na mnie jeszcze jakiś nieprzeczytany Mróz. Łącznie tych książek nazbierało się 16, ale biorąc pod uwagę tempo pisania i wydawania kolejnych tytułów przez wspomnianego autora, to w przyszłym roku mogę skończyć z podobnym wynikiem.


Fot. remigiuszmroz.pl


TEATR

Antygona w Nowym Jorku (Teatr im. Juliusza Osterwy, Lublin) – jeden z najlepszych spektakli, jakie dane mi było oglądać na deskach tego teatru. Świetnie zagrany, cała obsada wyciągnęła z treści dramatu Janusza Głowackiego absolutne maksimum. Szczególnie urzekła mnie Jowita Stępniak w roli Anity – bezdomnej kobiety, która walczy o godny pochówek swojego ukochanego.

Lunapark. Piosenki Grzegorza Ciechowskiego (Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza/Teatr Narodowy, Warszawa) – ani Grzegorz Ciechowski, ani Leonard Cohen nie są przedstawicielami mojego pokolenia, stąd nigdy nie ciągnęło mnie, żeby bliżej poznać ich twórczość. Do czasu, gdy ktoś nie zrobił spektakli muzycznych z ich utworami. Cudowne interpretacje, piękne głosy i zespołowość – szczerze gratuluję i mam cichą nadzieję na powtórkę.


Fot. facebook.com/teatrstary


Sługa dwóch panów (Teatr Dramatyczny, Warszawa) – w ciągu ostatnich kilku lat obejrzałam naprawdę wiele komedii, ale tylko na dwóch tytułach potrafiłam spłakać się ze śmiechu. I to tak, że łzy płynęły strumieniami, a mój makijaż ratował tylko tusz wodoodporny. A za te wszystkie mistrzowskie improwizacje powinna być przyznawana nagroda, jak słowo daję!

Hamlet (Teatr Dramatyczny, Warszawa) – dramat Shakespeare’a znałam wcześniej doskonale i nie sądziłam, że czymś mnie jeszcze może zaskoczyć. Nawet kręciłam lekko nosem na wybór aktora grającego główną rolę. A później poszłam, zobaczyłam i oniemiałam. Już nigdy nie zwątpię w Krzysztofa Szczepaniaka, przysięgam.

Amadeusz (Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego, Radom) – widziałam ten tytuł w Teatrze Osterwy kilka lat wcześniej, ale wersja z Radomia bije ją na głowę. Przepiękne kostiumy, klasyczna realizacja, no i Salieri. Jak on poprowadził tę historię! Świetna rola Łukasza Stawowczyka.


Fot. radom.wyborcza.pl


Garderobiany (Teatr Narodowy, Warszawa) – gorzka opowieść o starości i teatrze. Po raz pierwszy zobaczyłam wtedy na scenie Jana Englerta, któremu dzielnie partnerował Janusz Gajos. Ale tym, co zapamiętałam najbardziej z tego spektaklu, była kilkunastosekundowa cisza po zapaleniu świateł. Niby krótka chwila, ale gęsta od ogromu emocji.

Śluby panieńskie (Teatr Narodowy, Warszawa) – mimo że widziałam ten spektakl już kilka razy w telewizji, to podobał mi się na tyle, że bardzo chciałam obejrzeć go również na żywo. Jak widać, można zagrać sztukę w sposób klasyczny, która i tak zgromadzi naprawdę liczną widownię. I chociaż byłam zachwycona każdą postacią, to Marcin Hycnar i Grzegorz Małecki absolutnie mnie rozbroili.

Przybysz (Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza, Warszawa) – jeden z dwóch spektakli online ujętych w tym zestawieniu, ponieważ nie do końca potrafię się przekonać do kultury ,,zdalnej”. Jednak na temat tego przedstawienia słyszałam tyle dobrych opinii, że postanowiłam dać mu szansę. I jeżeli ci młodzi aktorzy są przyszłością naszego teatru, to ja jestem zdecydowanie na tak!


Fot. tcn.at.edu.pl


Tajemnica Tomka Sawyera (Scena Relax, Warszawa) – pojawiłam się na tym spektaklu dość spontanicznie i nieoczekiwanie, bo wieczorem czekał na mnie Hamlet, a przedstawienia dla dzieci mają tę zaletę, że grane są rano lub popołudniami. Bawiłam się rewelacyjnie i liczę na szybką powtórkę. Ale tym razem zamierzam usiąść bliżej i pojawić się na scenie. Moje wewnętrzne dziecko stanowczo się tego domaga 😉

Once (Teatr Muzyczny Roma, Warszawa) – w 2019 roku dzięki temu spektaklowi odkryłam gatunek musicalu i Studio Accantus, a w 2020 roku Once było moim pierwszym przedstawieniem obejrzanym w reżimie sanitarnym. Wydawać by się mogło, że nie są to moje klimaty, a jednak darzę ten tytuł sporą sympatią, bo wiążą się z nim same dobre wspomnienia.

Aida (Teatr Muzyczny Roma, Warszawa) – do dzisiaj nie jestem pewna, co tak naprawdę myślę o tym spektaklu. Ale muszę przyznać jedno: już dawno nic nie wzbudziło we mnie aż tak skrajnych i sprzecznych emocji. I biorąc pod uwagę fabułę – nie powinno mi się spodobać. 2020 rok zaskoczył mnie bardziej niż mogłabym przypuszczać.

Kinky Boots (Teatr Dramatyczny, Warszawa) – z wyprawą na ten spektakl wiąże się cały ogrom emocji. Wystarczy powiedzieć, że był to ostatni dzień grania przed marcowym lockdownem. Najbardziej pozytywny spektakl, jaki widziałam w tym roku, pełen dobrej energii, ale i wzruszeń.

Hamilton – to nieważne, że cały świat poznał ten musical już dawno temu. Dla mnie to zdecydowanie odkrycie tego roku, zarówno pod względem muzyki, jak i realizacji. Warto dodać, że przez ten spektakl rozważałam nawet zmianę tematu pracy magisterskiej – a jeżeli coś potrafi zagrozić Bułhakowowi, to musi być naprawdę wyjątkowe.


Fot. mentalfloss.com


LUDZIE

Anastazja Simińska – absolutnie oczarowała mnie swoją rolą w Aidzie. Ma niesamowicie silny i wyrazisty głos. Szczególnie podziwiam pracę włożoną w kreowanie swojej bohaterki, bo uwierzyłam, że widzę na scenie prawdziwą Aidę, a nie jedynie postać ze spektaklu.

Marcin Franc – najpierw zachwycił mnie w Lunaparku interpretacją utworu Tu jestem w niebie. Później oniemiałam, słysząc Getsemani z Jesus Christ Superstar na kanale Studia Accantus. A na koniec rozczulił w duecie z Anastazją Simińską, śpiewając Gwiazdy piszą los w Aidzie.

Paweł Mielewczyk – kiedy wybierałam się na lipcowy set Once, był dla mnie wielką niewiadomą. I nagle pozytywne zaskoczenie, bo okazało się, że Facet w jego wykonaniu jest dokładnie taki, jaki być powinien. Podobnie wyglądało to w przypadku Radamesa z Aidy – chociaż Marcin Franc stworzył naprawdę fantastyczną rolę, to Paweł uzupełnił tę postać o dodatkowe atuty, które sprawiły, że uwierzyłam w niego w 100%. Mało tego, na chwilę uwierzyłam nawet w całą tę historię, a w efekcie byłam bliska szukania chusteczek. 2020 rok nie przestaje mnie zadziwiać.

Krzysztof Szczepaniak – moje odkrycie z poprzedniego roku towarzyszyło mi bardzo często również w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Bawił mnie do łez jako Arlekino, chwytał za serce jako Hamlet, wzruszał i budził podziw jako Lola. Nie mam pojęcia, czym mnie zaskoczy w 2021 roku, ale już nie mogę się tego doczekać!


Fot. kultura.trojmiasto.pl


Tym samym dotarłam do końca tego podsumowania. W tym miejscu chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy sprawili, że 2020 rok będę mimo wszystko dobrze wspominać. Mam nadzieję, że w nowym roku jeszcze nieraz się spotkamy – i oby jak najwięcej tych spotkań odbyło się w realu. Wszystkiego dobrego!


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *